Dziewczyna z łąką w tle. Wywiad z Kornelią Machurą
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam prace Kornelii, pomyślałam, że ta dziewczyna ma w sobie niesamowitą wrażliwość. Za pomocą haftowanych kresek tworzy magiczny świat pełen traw, kwiatów, żuków i pszczół. Nie potrafiłam oderwać wzroku od wieloryba na okładce notesu, ogródków zamkniętych w szklanych bańkach, kolczyków z maleńkimi niezapominajkami.
Potem, gdy się z nią spotkałam, urzekła mnie swoją opowieścią o długiej drodze do odnalezienia pasji i pracy na własnych zasadach.
To będzie rozmowa z dziewczyną, która opowiada historie za pomocą nitki i igły. O dziewczynie, która tworzy łąki marzeń i z haftu uczyniła sposób na życie.
Zapraszam na drugi odcinek cyklu: Atlas Kobiet – Zmiana.
Życie przed haftem
Paulina Jóźwik: Co było zanim w twoim życiu pojawił się haft?
Kornelia Machura: Było wiele rzeczy. Skończyłam studia etnologiczne. Myślałam, że się super w tym odnajduję, że to jest to, co ja chcę robić. Chciałam kontynuować pracę naukową, pisać artykuły, bo pisanie to jest też coś, co ja bardzo lubię. Zaczęłam pracę w muzeum afrykanistycznym. Pracowałam tam najpierw na stażu, a potem już na etacie. Musiałam się przeprowadzić do innego miasta i jeszcze dojeżdżać do pracy. Po dwóch latach stwierdziłam, że to dla mnie zupełnie nieopłacalne.
Paulina: Co takiego się wydarzyło?
Kornelia: Olśniło mnie, że spędzam w muzeum większą część życia. Osiem godzin w pracy, dwie godziny na dojazd. Wracałam do domu z bólem głowy i z obowiązkami, które sobie dodatkowo wzięłam. Pomyślałam, że ja tak nie chcę. Poza tym okazało się, że oczekuje się ode mnie, żebym napisała doktorat na określony temat, który niekoniecznie był moim tematem, źle się czułam w tej sytuacji.
Paulina: W muzeum trafiłaś na glinę. Jak to się stało?
Kornelia: Pracując w muzeum, poznałam wielu ciekawych ludzi i w dużej mierze to dzięki nim jestem teraz w tym miejscu. Pewnego razu dostałam propozycję poprowadzenia warsztatów z garncarstwa. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z gliną. Odgrzebałam w archiwum filmy z badań terenowych jakie m.in. dyrektor muzeum prowadzi w Afryce od ponad 20-tu lat. To były moje indywidualne warsztaty ceramiczne z jedną z kobiet z Burkina Faso (śmiech). Spędziłam dzień w pracy z tymi filmami, a potem dostałam kostkę gliny do domu.
Paulina: Wkręciłaś się?
Kornelia: Tak, bardzo! Ale doszłam do wniosku, że chcę wiedzieć więcej, poznać ten materiał, iść na kurs, żeby wiedzieć, o czym mówię. Poszłam na jeden, potem na kolejny do Uniwersytetu Ludowego w Woli Sękowej. I połknęłam bakcyla.
Paulina: Czy myślałaś wtedy, żeby to z gliny zrobić biznes?
Kornelia: Bardzo chciałam wtedy zakładać biznes z gliną. Myślałam, że muszę kuć żelazo, póki gorące. Całe moje otoczenie stwierdziło: poczekaj, prześpij się z tym parę razy, jeżeli to jest właśnie „to coś” – na pewno to zrobisz.
Paulina: Jednak nie założyłaś wtedy firmy.
Kornelia: Z jednej strony myślę, że to był błąd, z drugiej może dzięki dalszej drodze jestem tu, gdzie jestem. Jeśli się czuje, że ma się coś w sobie i chce się to zrobić, cały świat może mówić „nie”, ale ty to zrób. Ja tego posłuchałam i wyjechałam do Szkocji.
Paulina: Czym zajmowałaś się w Szkocji?
Kornelia: Pracowałam jako pokojówka. Chciałam się nauczyć języka i pobyć w miejscu, które mnie zawsze ciekawiło. Jednak będąc tam, doszłam do wniosku, że praca w korporacji zupełnie mi nie odpowiada. Robienie ludziom wody z mózgu, uruchamiało we mnie bunt.
Paulina: Czyli to musiał być duży hotel.
Kornelia: Może sam hotel nie był duży, ale marka już owszem. Wymagała od pracowników podporządkowania się do ogólnych reguł.
Paulina: Jak długo byłaś w Szkocji?
Kornelia: W Szkocji byłam półtora roku. W końcu wróciłam do Polski i w ogóle nie umiałam znaleźć pracy. Wszystko wydawało mi się nieadekwatne. Pojawił się kolejny wyjazd do Anglii. Podczas tego pobytu byłam pewna, że nie chce tam być i znalazłam pracę w Bieszczadach, gdzie pracowałam przez trzy lata.
Długa droga na spotkanie z haftem
Paulina: Wróciłaś do Polski i pracowałaś w Bieszczadach. Pojawił się też pomysł na to, żeby założyć działalność.
Kornelia: Po powrocie ze Szkocji próbowałam różnych rzeczy, wielu technik. Pomyślałam, że założę działalność. Składałam nawet wnioski o dofinansowanie. Zakładałam, że będę prowadzić warsztaty, spotkania dla kobiet, ale wszystkie moje wnioski odrzucili.
Paulina: Dlaczego?
Kornelia: Ja sama podświadomie wiedziałam, że czegoś tam brakuje. Czegoś, co będzie prawdziwe, co będzie niosło ze sobą historię.
Jednego razu potrzebowałam do czegoś haftu i poprosiłam mamę, żeby mi pokazała podstawowe ściegi. I tak pojawił się haft w moim życiu.
Paulina: Można powiedzieć, że długo wędrowałaś, zanim na twojej drodze pojawił się haft.
Kornelia: Droga do tego była długa. Od końca studiów w 2007 roku do 2015 roku, kiedy się zdecydowałam na działalność związaną z haftem. To prawie dziesięć lat. Haftuję już pięć lat.
Paulina: W końcu otrzymałaś dotację na otworzenie działalności. Możesz opowiedzieć, jak do tego doszło?
Kornelia: Poszłam po poradę do Inkubatora Przedsiębiorczości. Połączyłam haft z etnologią. Haft to stara technika, a więc powrót do korzeni. Spotkałam tam kobietę, która powiedziała mi, że powinnam z miejsca dostać dotację, bo nie ma czegoś takiego na rynku i ona od razu widzi w tym sukces. Bardzo mnie wtedy zmotywowała.
Byłam już spokojna i pewna, że to jest to, co ja chcę robić. Potem haft zaczął się przeradzać w coś więcej. Odkryłam, że ja coś daję kobietom. Jak ja to nazywam, że daję im łąki marzeń.
Paulina: Jak myślisz, co przekonało urzędników?
Kornelia: Głównie to, że to jest stara technika. Dla urzędnika nie są ważne poetyckie opisy, porywy serca, intuicja, trzeba rzeczowo opisać biznes i udowodnić, że ma rację bytu. Musiałam to ubrać w określone słowa. Że będą to także spotkania, możliwości dla kobiet, które szukają drogi dla siebie, że dla osób bezrobotnych to też może być forma zdobywania doświadczenia.
Nitka i igła sposobem na życie
Paulina: Jaką stosujesz technikę?
Kornelia: Haft płaski. Ta technika daje duże pole do popisu. Na przykład haft krzyżykowy to po prostu powtarzalne ruchy i wypełnianie powierzchni. Choć też potrafi zachwycić – ja uwielbiam haft ukraiński, huculski. Natomiast haft płaski daje więcej możliwości kreacji. Podoba mi się to, że ta technika pozwala na opowiadanie historii. Obserwuję wielu twórców za granicą i każdy z nich odnalazł w hafcie swój własny charakter.
Paulina: Czyli można to traktować, jakby malowało się farbami?
Kornelia: Dokładnie tak. Ja na przykład mam tendencję do drobnych rzeczy i to się odbija we wszystkim, co robię.
Paulina: Wspomniałaś, że to mama pokazała ci haft. Od dziecka miałaś zdolności manualne?
Kornelia: Tak. Ale rodzice nigdy mnie nie wysyłali do szkoły plastycznej. Uważali, że coś innego w życiu się liczy. Ale i tak trafiłam na swoją ścieżkę. W przedszkolu usłyszałam, że nie mam rysować księżniczek, bo one mają kwadratowy tułów. Wtedy stwierdziłam, że chyba źle rysuję. Myślałam, że wszystkie dzieci rysują dobrze, a ja nie. Myślę, że to wtedy we mnie zapadło.
Potem w szkole miałam cudowną nauczycielkę języka polskiego, która ten przedmiot traktowała jako pretekst. Organizowała konkursy, w tym malarskie. Wygrywałam te konkursy, więc wiedziałam, że jednak robię to dobrze (śmiech).
Paulina: Nie bałaś się oceny innych? Krytyki twoich prac, kiedy wyszłaś z haftem do ludzi?
Kornelia: Miałam poczucie niższości wobec osób, które są po Akademii Sztuk Pięknych albo mają talenty, które są samorodne. Kiedyś byłam na targach i była tam dziewczyna właśnie po ASP i powiedziałam do niej: „Ty to masz możliwości i narzędzia, a ja to jestem taki zwykły rękodzielnik”. Szara mysz w domyśle. Ona się wtedy oburzyła, że może posiada narzędzia, ale to nie ma znaczenia. Potrzebowałam kilku lat, żeby zrozumieć, że ja też mam coś do opowiedzenia.
Paulina: Jak tworzysz projekty?
Kornelia: Często spontanicznie. Siadam i rysuję. Coś zaczyna wychodzić i myślę, że mogę to przenieść na haft. Albo jestem na wakacjach i porywa mnie widok oceanu. Zastanawiam się, jak mogę to wykorzystać w hafcie. Przychodzi mi myśl do głowy, że to będzie kobieta, która będzie miała włosy, jak ocean i tak powstaje konkretna praca.
Paulina: Twój motyw przewodni to rośliny i kwiaty. Potrzebujesz kontaktu z naturą do tworzenia?
Kornelia: Przez ten kontakt przychodzi najwięcej inspiracji. Zdarza się tak, że wyszywam niezapominajki po raz trzy setny, bo kobiety je uwielbiają i chcą podarować mamie, przyjaciółce, babci. Ale każda praca jest niepowtarzalna, bo nie pracuję na gotowych wzorach.
Paulina: Dużo jest takich osób, które zgłaszają się po indywidualne zamówienie?
Kornelia: Tak. W tym roku we wrześniu założyłam sklep internetowy. Wcześniej sprzedawałam przez Pakamerę i tam miałam głównie indywidualne zamówienia. Miałam ich bardzo dużo. Teraz jak klienci wiedzą, że co jakiś czas pojawi się świeża dostawa w sklepie, to już nie pytają tak często. Kupują na specjalne okazje, na śluby, prezent dla przyjaciółki, prezent dla siebie.
Paulina: Sama biżuteria być może nie pozwala na opowiadanie historii, ale twój haft dodaje jej unikalności. Gdy zobaczyłam twoje prace po raz pierwszy, pomyślałam, że sprzedajesz też trochę swoją wrażliwość.
Kornelia: Na początku nie chciałam dawać czegoś więcej niż produkt. To się zadziało samo. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że ja nie chcę sprzedawać wisiora. Słuchałam klientek i czytałam ich listy, z których wynikało, że dla nich wisior to „coś więcej”. I trafiam do takich osób, które czują i myślą tak jak ja. Dla kobiet to są często talizmany. Mają depresje albo problem ze zmianą. A to dodaje im odwagi. Niekoniecznie chodzi o babcine klimaty. Okazało się też, że haft jest modny (śmiech).
Paulina: Jak zareagowało twoje otoczenie na wieść, że planujesz zarabiać na haftowaniu?
Kornelia: Sceptycznie. Z jednej strony się cieszyli, a z drugiej nie wierzyli, że będę mogła z tego wyżyć. Uważali, że tylko praca na etacie może dać człowiekowi poczucie bezpieczeństwa. Owszem może tak jest. Mając działalność nigdy nie wiesz, ile zarobisz, czy warsztaty wypalą. Dlatego trzeba szukać różnych możliwości na przykład sprzedaży w galeriach. Tak, żeby mieć kilka ścieżek dochodu. To jest w końcu biznes, który ma przynosić dochód.
Paulina: Ile czasu minęło od momentu, gdy zaczęłaś haftować do momentu, gdy postanowiłaś wyjść z tym do ludzi i ich tego uczyć?
Kornelia: Trzy lata potrzebowałam na to, żeby nabrać pewności siebie. Wiary, że to ma sens i wartość. Moja działalność dała mi też takie poczucie, że ja coś znaczę. Że to nie są tylko jakieś rzeczy dla mnie, ale ludzie tego naprawdę chcą.
Paulina: Sprzedajesz też w Internecie. Jak się czujesz w tym obszarze?
Kornelia: Trzeba być bardzo dobrym marketingowcem. Nie mam takiego doświadczenia i śmiałości. Nie znam żadnych trików. Uczę się tego. Korzystam z pomocy osób, które się na tym znają. Pytam innych, jak sprzedawać produkt. Radzę sobie coraz lepiej, ale nie jestem mistrzem. Zdecydowanie wolę warsztaty, bezpośredni kontakt z ludźmi.
Paulina: Czy z perspektywy czasu widzisz błędy, które popełniłaś na początku działalności?
Kornelia: Zaniżałam ceny. To było nie fair wobec mnie, ale też wobec innych ludzi, żyjących z pracy własnych rąk i talentu. Spotykałam się z opinią ludzi, którzy wiedzieli, ile zajmuje mi praca i pytali: „Czemu tak tanio?”. Nie miałam śmiałości. Nie potrafiłam wycenić. Miałam też ludzi wokół siebie, którzy mi szczerze powiedzieli, że nie powinnam zaniżać cen. To, co robię to nie jest chińszczyzna sprowadzana za parę groszy.
Paulina: Jak długo musiałaś się nauczyć wyceniania, które będzie dla ciebie korzystne?
Kornelia: Może rok.
Paulina: Jesteś teraz zadowolona z tego, co robisz zawodowo?
Kornelia: Mogę pracować dwanaście godzin po siedem dni w tygodniu, ale nie mam tej presji praca kontra życie. Jestem wdzięczna samej sobie, że podjęłam decyzję o działalności, bo to mnie wiedzie taką drogą, że w życiu nie miałabym tego, siedząc za biurkiem w muzeum.
Paulina: Ale też musiałaś nauczyć się higieny pracy – tego jak pracować optymalnie.
Konelia: To nie jest biznes, na którym będę zarabiać miliony. Bo to nie jest korporacja. Chociaż czasami się tak czuję. Był moment, kiedy wpadłam w zamknięte koło. Cały czas pracowałam, myślałam o pracy. Żyłam pracą przez dwanaście godzin. Stwierdziłam, że tak nie może być, bo w ogóle nie mam życia. Na szczęście mam bardzo wspierających ludzi obok siebie, którzy mi wiele rzeczy uzmysławiają. Mam też przyjaciółki, które tworzą i prowadzą swoje biznesy. Dzielimy swoje doświadczenia.
Paulina: Można dziś powiedzieć, że jesteś teraz na swojej ścieżce, ale ciągle musisz coś zmieniać, uczyć się?
Kornelia: Dokładanie tak. Chcę się cały czas rozwijać i to jest dla mnie priorytet. Nie chcę popaść w rutynę, bo jeśli to zrobię to przestanie w ogóle mieć sens. To jest proces, w którym ja się bardzo dużo uczę. Od napisania wniosku o dofinansowanie, przez sam haft, po rzeczy czysto biznesowe.
Paulina: Czy możesz się rozwijać w hafcie?
Kornelia: Bardzo. Niedawno to zrozumiałam. Komuś się może wydawać, że wiem dużo. Ale to nie prawda. To jest przepastna rzeka, z której można cały czas czerpać. Ja chcę się bardzo uczyć i rozwijać w tej dziedzinie. Chciałabym się uczyć od mistrzów. Niekoniecznie od takich, którzy przekazują tylko techniki, ale dają też coś więcej.
Paulina: Myślisz, że haft będzie z Tobą na całe życie?
Kornelia: Nie mam poczucia, że to będzie coś na całe życie. To też jest tak, że po latach możesz nie potrafić utrzymać filiżanki ze względu na zwyrodnienia stawów. Takie historie zdarzają się wśród kobiet, które całe życie haftowały. Tego na pewno nie chcę.
Paulina: Czy teraz możesz powiedzieć, że utrzymujesz się z haftu i to jest dla ciebie opłacalne?
Kornelia: Tak. Płacę duży ZUS i utrzymuję się z haftu. Bywa różnie. Nie zawsze jest kolorowo. Z doświadczenia wiem, że dane miesiące są gorsze, więc muszę się na to przygotować. Grudzień jest gorącym miesiącem, więc w sierpniu, kiedy wszyscy są na wakacjach i nie myślą o kupowaniu biżuterii, ja mogę spokojnie pracować na zapas. Oczywiście wszystkie opłaty są, ale tak, utrzymuję się z haftu.
Haft to tylko pretekst do czegoś więcej
Paulina: Mówiłaś o tym, jak przekonałaś urzędników do otrzymania dotacji. A czym, jest dla ciebie osobiście twoja działalność?
Kornelia: Dla mnie jest to pokazywanie kobietom, że każdy ma swoją opowieść. Każdy ma wiele talentów, tylko trzeba zacząć szukać i otworzyć się na to. Ja zaczęłam od gliny i doszłam do haftu. One mogą zacząć od haftu i pójść w zupełnie inną stronę. Warto się na to otworzyć.
Paulina: I wyjść z domu.
Kornelia: Tak, wyjść z domu. Na przykład, jeśli będą znajdować ogłoszenia o pracę zupełnie nie związane z kwalifikacjami to mogą tylko wpaść w większy dołek. Warto wyjść do ludzi z tym, co już ma się do opowiedzenia, tak po prostu.
Kiedy ja szukałam pracy, trafiłam na ogłoszenie. Pewna kobieta z Warszawy pomaga w sprofilowaniu się, żeby znaleźć pracę. Miałam z nią tylko jedno spotkanie i jedną konsultację telefoniczną, ale to właśnie ona otworzyła mi głowę. Zadawała mi konkretne pytania i musiałam szukać tej odpowiedzi w sobie.
Paulina: Co to były za pytania?
Kornelia: W czym jestem dobra? W czym się czuję dobrze? Co jest moją mocną, a co słabą stroną? Niby podstawowe pytania. Ale to ona mi powiedziała, że każdy z nas ma trzydzieści cztery talenty i pracujemy tylko na czterech. Wydaje nam się, że tylko tyle mamy. Różnie ludzie postrzegają talent. Mogą mieć talent słuchania czy organizowania wypraw, ale nie postrzegają tego jako talent. Pomyślałam wtedy: „Halo, mam te talenty!”.
Paulina: Myślę, że nawet takie pytanie: „W czym jestem dobra?” może być pytaniem otwierającym. Czasami patrzymy w swoje CV, które jest wypełnione tylko informacjami o doświadczeniu i wykształceniu bez zastanawiania się, co z tych rzeczy tak naprawdę lubimy robić.
Kornelia: To jest bardzo trudne pytanie. Często kobiety przychodzą na moje warsztaty i mówią: „Ja to w ogóle nie mam talentu”. Nie znoszę tego. Masz, ale jeszcze go nie odkryłaś, nie potrafisz go nazwać, albo nie wiesz, że to jest talent.
Paulina: W twoich warsztatach uczestniczą w głównie kobiety. Co to są za dziewczyny?
Kornelia: Nie wszystkie przychodzą na haft. Te, które przychodzą na haft mają bardzo precyzyjne pytania. Jaka to technika? Jaki ścieg? Raz napisała do mnie dziewczyna z Litwy, że chce przyjść na spotkanie, żeby poznać ludzi, inne osoby, które mają pasję. Często są też kobiety, które nie mają czasu dla siebie w domu, chcą się oderwać od rzeczywistości. Haft to jest wątek poboczny, jest pretekstem.
Uwielbiam kontakt z ludźmi, uwielbiam te kobiety, które przychodzą na moje warsztaty. Najciekawsze jest to, że my tam rzadko rozmawiamy. Najczęściej jest cisza jak makiem zasiał. Kiedy popatrzysz na te dziewczyny to one sobie wyszywają te swoje historie, są gdzieś w swoim świecie albo w ogóle nie myślą. Dostaję potem opinie zwrotne, że to był dla nich ogromny reset, medytacja, że chcą więcej.
Paulina: Czy podczas warsztatów widzisz po uczestniczkach, że coś się w nich zmienia?
Kornelia: Są dziewczyny, które mówią, że nie mają zdolności manualnych i na pewno sobie nie poradzą. Potem patrzę na ich pracę i odbiera mi mowę. Nie chodzi o precyzję, ale o to, że jest po prostu piękna. Haft doskonale oddaje osobowość człowieka. Jeżeli ktoś jest energiczny i ma szalone pomysły, czy perfekcyjny, idealny to od razu wyjdzie w jego pracy. Jak jest niechlujny to też (śmiech).
Wiele osób mówi: „Ojejku, ile ty masz cierpliwości!”. Mam takie przekonanie, że jeżeli twierdzisz, że haft nie jest dla ciebie, bo nie masz cierpliwości, musisz wiedzieć, że to nie chodzi o cierpliwość. Tylko o stan twojego umysłu, bo haft wymaga skupienia i bycia tu i teraz.
Paulina: Czasami to bardzo trudne być tu i teraz. Na twoim Facebooku napisałaś o pewnym ćwiczeniu z odpuszczania kontroli. Możesz o tym opowiedzieć więcej?
Kornelia: Napisałam to w zeszłym roku na początku stycznia. Tak, miałam warsztaty z odpuszczania kontroli. Bardzo indywidualne. To była najlepsza przygoda zeszłego roku (śmiech).
Paulina: Na czym polegały te warsztaty?
Kornelia: Miałam kiepski moment. Napisałam do mojej przyjaciółki, że mogłoby być lepiej, a nie jest itd., itp. Zapytała mnie, czy potrafię jeździć na nartach. Ja mówię, że nie. Na to ona: „To chodź się umówimy na narty”. Ja mówię: „Nie mam nart w domu, ale mam worek z sianem”. Ona pyta: „Ale na co ci worek z sianem?” Na to ja: „Dawniej na wsi zjeżdżało się na workach z sianem z górki. Masz górkę u siebie?” Ona: „Mam! To bierz ten worek z sianem i przyjeżdżaj”.
Puszczanie kontroli polegało na tym, że totalnie ufasz sobie i zjeżdżasz z góry na worku z sianem. Dajesz się ponieść, obraca cię w każdą stronę, a ty jedziesz. Dla mnie to było bardzo uwalniające.
Paulina: Nie było żadnego coacha?
Kornelia: Nie. Trzeba było się odważyć i jechać. Po tym poście napisało do mnie kilka osób z pytaniem, co to za warsztaty, bo bardzo by im się przydały (śmiech). To było zabawne, kiedy odpisywałam, że potrzebują worka z sianem, tudzież jabłuszka i górki (śmiech).
Zmiana
Paulina: Co najbardziej dało ci kopa do tego, żeby zmienić coś w życiu?
Kornelia: Dojście do ściany. Praca w biurze nie była dla mnie. Praca w korporacji nie była dla mnie. Praca w hotelarstwie nie była dla mnie. Więc, gdzie ja miałam szukać pracy? Czułam, że kreacja i chęć tworzenia czegoś była dla mnie. Odkładałam to prawie od dziesięciu lat. W tamtym momencie stwierdziłam, że jeśli teraz tego nie spróbuję, to nigdy tego nie zrobię.
Paulina: Nie bałaś się? Haft nie brzmi jako idealny pomysł na biznes.
Kornelia: Słyszałam oczywiście opowieści, że ludzie po dwóch latach zamykają działalności. Strasznie mnie to denerwowało. Doszłam do wniosku, że jeśli mam coś więcej niż produkt, to musi się udać.
Mam poczucie, że jeśli coś tworzysz i jest w tym prawda i autentyczność, nie musisz klaskać i śpiewać, żeby świat cię pokochał. Nie mam ambicji, żeby jechać do Paryża i pokazywać swoje hafty w Luwrze. Mnie jest dobrze tu, gdzie jestem i z tymi ludźmi, którzy mnie otaczają.
Paulina: Otwarcie głowy jest najważniejsze, żeby żyć na własnych zasadach?
Kornelia: Otwarcie głowy i puszczenie blokad. Bo każdy z nas je ma. Chyba, że jesteś cudownym dzieckiem, cudownych rodziców i oni wiedzieli od razu, co mają z tobą robić. Ale rzadko się to zdarza. Jest też szkoła, gdzie rodzą się kolejne blokady. Mówię na warsztatach do dziewczyn, że haft otwiera głowę. Wcześniej długo twierdziłam, że nie potrafię rysować, a teraz zaczynam rysować coraz śmielej.
Paulina: Jak teraz reagują ludzie na to, że haftujesz zawodowo?
Kornelia: Miałam kiedyś taki przypadek jak już działałam. Byłam w Bieszczadach. Haftowałam i wpadł do salonu pewien pan. Zapytał mnie, co robię. Odpowiedziałam, że haftuję. Powiedział: „Haft? Ale taka młoda dziewczyna i haft? Dziwne hobby”. Ja pytam, a dlaczego nie? To jest moja praca i pasja.
Kornelia Machura – tworzy autorską biżuterię z haftem pod nazwą Lilu2Art. Prowadzi też warsztaty. Podróżując po Polsce uczy nie tylko haftu, ale przede wszystkim tego w jaki sposób można zacząć szukać drogi do odnalezienia własnej historii i jak zacząć opowiadać to, co dla nas najważniejsze.
Sklep Kornelii: Lilu2art
Prace Kornelii znajdziecie też tutaj: Lilu2art (Pakamera)
Zachęcam też do przeczytania pierwszej rozmowy z cyklu: Od humanistki do programistki – rozmowa z Elą Wróbel.
Jeśli znacie kobiety, które się przebranżowiły lub odnalazły swoją ścieżkę zawodową i chciałyby o tym opowiedzieć – piszcie na serwus@paulinajozwik.pl. Chętnie z nimi porozmawiam!
Monia
2018-03-01 at 14:00Wszystko pieknie … ale jak sie ma dziecko-rodzine.. to nie mozna.sobie pozwolic na.tego rodzaju zycie .jestesmy atakowani teraz ciaglymi haslamy w stylu ” zmien swoje zycie” „mozesz wszystko” … to wszystko jest kierowane do singli ..
Paulina Jóźwik
2018-03-01 at 20:01Myślę, że każdy przypadek zmiany pracy trzeba rozważać indywidualnie. Każdy ma inną historię, inny bagaż doświadczeń, możliwości itp. Ludzie zmieniają pracę i przebranżawiają się, mając również rodziny i dzieci. Nigdzie nie jest powiedziane, że zmiana przychodzi łatwo. Co potwierdza również historia mojej bohaterki. Moje wywiady nie mają na celu wmawiania nikomu haseł typu „możesz wszystko”, a przede wszystkim pokazanie, że pewne rzeczy są po prostu wykonalne. Trudne, ale możliwe. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie :-)
kika
2018-05-07 at 23:14Mam dobry przykład, koleżanka ma dwójkę dzieci i mając je, podjęła decyzję, że zmienia swoją działalność gospodarczą. Zaczęła tworzyć na szydełku (Oplotki). I daje radę funkcjonować z pracą oraz rodzinom, bo wystarczy chcieć!