Laurki i inne zawody - Paulina Jóźwik
Paulina Jóźwik - debiutująca pisarka, autorka powieści "Strupki", Znak literanova.
pisanie
22099
post-template-default,single,single-post,postid-22099,single-format-standard,cookies-not-set,symple-shortcodes ,symple-shortcodes-responsive,ajax_fade,page_not_loaded,,select-child-theme-ver-1.0.0,select-theme-ver-3.5.2,vertical_menu_enabled,wpb-js-composer js-comp-ver-5.0.1,vc_responsive

Laurki i inne zawody

Gdybyście mogli wybrać sobie zawód, który nie istnieje, kim chcielibyście być?

Bo ja, gdybym mogła wybrać sobie zawód, który nie istnieje, który można wykonywać bez robienia kolejnych studiów, kursów, zdobywania certyfikatów, gdyby to wszystko było możliwe, zostałabym specjalistką ds. tworzenia laurek.

Powód jest prosty, a nawet trąci banałem – po prostu lubię robić laurki i mając 34 lata, mam w robieniu laurek duże doświadczenie. Wiem, co ludzi cieszy, a jest to… Uwaga muszę tu użyć jednego z ukochanych słów marketingu, za którym wyjątkowo nie przepadam. Chodzi o to, że ludzi cieszy personalizacja.

Bo moje laurki są personalizowane. Jeśli już robię laurkę to taką, żeby była związana z osobą obdarowywaną. Wyławianie z oceanu pamięci faktów, skrawków opowieści, czegoś, co mi ktoś kiedyś powiedział, co mogłoby stać się elementem laurki, sprawia mi ogromną przyjemność. Czasem mam obawy, czy moja frajda z tworzenia, przełoży się na radość osoby, która otrzyma laurkę, ale jeszcze nie zdarzyła mi się żadna reklamacja. Więc albo wszyscy moi obdarowani są dobrze wychowani, albo naprawdę nie jest tak źle.

Lubię obserwować, gdy ktoś wpatruje się w mój obrazek i woła: „Mój kaktus Zenek!”, „Paprykarz szczeciński, pamiętałaś?”. No i ten moment karmiący twórcze ego, gdy w końcu dociera do obdarowanej osoby, że ja to wszystko sama: „To ty tak rysujesz?!”.

Żeby nie było, wcale tak dobrze nie rysuję. Nie posądzajcie mnie o fałszywą skromność, bo pewnych rzeczy po prostu nie przeskoczę. Nie skończyłam ASP, szalenie nudzi mnie ćwiczenie rysunku, ja po prostu siadam, robię i wymyślam sposoby na to, by nie musieć rysować tego, czego nie potrafię. Na przykład dłonie sprawiają wiele kłopotu. Jak ich uniknąć? Rozwiązaniem jest rysowanie owiec zamiast ludzi, owce mają kopytka, które mogą być po prostu dwoma prostokątami i raczej nikt się tego nie czepia. Taki to sekret. Nie ma za co.

Ludzie czasem oprawiają sobie te moje laurki, nawet wtedy, gdy narysowałam je na kolanie (o czym oni oczywiście nie wiedzę). W takich momentach zawsze, ale to zawsze nachodzą mnie myśli, że po co mi to całe życie zawodowe, które wiodę, po co to całe pisanie? Mogłabym robić tylko laurki i w końcu zrealizowałabym hasło, które atakuje mnie z internetu, poduszek, T-shirtów, kubków: wybierz pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia.

Przez kilka dni niesie mnie euforia, wizualizuję sobie, jak rzucam wszystko w cholerę, robię biznesplan, staję się potentatką laurkową, mam laurkową aplikację, kurs laurkowy, trafiam na listę Forbsa, oczywiście spłacam kredyt, a potem zaczynam głosić dobrą nowinę: da się to wszystko osiągnąć, trzeba tylko chcieć.

Żyję sobie na takim laurkowym haju, aż do momentu, gdy przez głowę przebiega myśl, dostaję nią prosto w twarz, a myśl ta dotyczy tego, że za bardzo lubię chleb, grubo masła, oliwę i awokado, żeby spełniły się moje marzenia.

Nie dam się jednak pochłonąć marazmowi, żaden pesymizm nie pozbawi mnie tego przyjemnego uczucia, które towarzyszy mi, gdy tworzę laurkę. Czuję się wtedy dokładnie tak, gdy miałam kilka lat i kochałam rysować. Już wtedy było jasne, że gdy dorosnę, będę specjalistką ds. tworzenia laurek, laurko-tworzycielką, laurkowiczką. Było jasne, że mogę rysować bez szkicowania, a słońce nie musi być żółte, może świecić na różowo jak u Chagalla.

Jeśli chcesz dostawać moje najnowsze teksty na maila – zapisz się na listę odbiorców newslettera. Zapisy w zakładce newsletter

Na zdjęciu jedna z moich owiec.

Tags:
No Comments

Dodaj komentarz